Skoro w Mandragoracie zwracanie się do kogoś w specyficzny sposób może być uznane za obraźliwe, to proszę się nie dziwić, że może to działać także w drugą stronę, tyle że wobec niektórych konwencji wandejskich, które niekoniecznie są bliskie niektórym osobom ze względu na pochodzenie z nieco innego kręgu kulturowego. Innymi słowy, czuję się co najmniej dziwnie, gdy przykładowo przypisuje mi się coś na podobieństwo pluralis maiestatis, bo tak osobiście odbieram formę per wy.
Rzeczywiście, być może rzucanie słowem "obywatel" w formie wołacza w stronę rozmówcy nie jest uznawane za krzywdzące w krajach monarchofaszystowskich, jednakże Surmenia do takowych państw zwyczajnie się nie zalicza. Nomenklatura urzędów to za mało. Nie będę wymagał tutaj perfekcyjnej znajomości naszej historii przedinternetowej, przytoczę natomiast pewien przykład, mianowicie swoisty zwyczaj stosowania zwrotu obywatel w okresie Ciżby Surmeńskiej zapoczątkowany przemowami Adama Dury. Od tego czasu wspomniane pojęcie nabierało stopniowo w Surmenii pejoratywne znaczenie.
Wydaje mi się, że moja wypowiedź nie została właściwie odebrana. Otóż słowo zainspirowane zostało poprzedzone wyrażeniem w pewnym sensie, także domysły wysnute tu przed chwilą potraktowałbym jako nadinterpretację tego, co powiedziałem. Chciałbym jednak zapytać: czym dla Alojzego Pupki (tutaj przepraszam za przesadną bezpośredniość, jednakże brak per zadowalającego obie strony dyskusji zmusza do takiej a nie innej formy zwrotu) jest zdarzenie losowe w - co by nie było - osobliwych warunkach mikronacyjnych?